Irańskie Drobiazgi
Żeby z miejsca odrzucić oczywiste oskarżenie o hipokryzję,
wyjaśniam: ja nie poszedłem dla Ahmadineżada, ale po to, by nie musieć
siedzieć w pracy :)
10. Polak by nie oddał.
Po zakończeniu
rozdania nagród - bardzo skromny bufet. Soczki i ciasteczka. O te pierwsze
toczyła się dzika walka - ludzie wyszarpywali kartoniki z większego pudełka
zanim to w ogóle trafiło na stół. Wysoki europejski dyplomata, dla którego
soczku zabrakło z wyrazem twarzy skrzywdzonego
dziecka (lub raczej pieska
proszącego o kąsek ze stołu) spojrzał w oczy jednemu z Irańczyków, i ten
oddał mu swoją zdobycz. Cóż, Polak by chyba nie oddał. Byłobyż proszące
spojrzenie i mizerny wyraz twarzy skuteczną taktyką negocjacji w sprawie
programu nuklearnego?
11. Prawie jak Polska
Pojechaliśmy do Gilanu. Taka
prowincja nad Morzem Kaspijskim. Dla Irańczyków skądinąd to raj na ziemi -
prawie zawsze pada, nawet lasy rosną. Na pierwszy rzut oka wygląda prawie jak
Polska - dużo drzewek, zabudowa częściowo drewniana, szopy kryte strzechą,
drogi wąskie, dziurawe i wyboiste (a ogólnie w Iranie drogi mają super -
serio!). Dopiero jak się przyjrzeć bliżej, to to "prawie" się uwydatnia.
Drzewka jakieś inne, lasy rzadsze niż nasze, domki też inne; biedy, syfu i
brudu dużo więcej niż u nas (tak!). Uprawiają głównie ryż - na polach stoi
woda, w wodzie łażą krowy - niepilnowane, niepalikowane, mniejsze od
polskich; mają garby i są bardzo kudłate. Wrażenie z całości - podkarpacka
wieś w czas powodzi. Permanentnej.
12. Borat nie jest Kazachem!
Jest Kurdem i mieszka w
Pawe, malowniczym miasteczku na południu irańskiego Kurdystanu. Powiedział
nam, że na imię ma Szahruch, ale nie daliśmy się zmylić. Tak samo męski wąs,
taki sam akcent (nalegał, byśmy rozmawiali po angielsku, bo chce ćwiczyć
język, a w Pawe nie ma na kim), taka sama nonszalancka gramatyka ("may I with
you?"; "I don't it").
13. Sami kibice Chelsea
Góry w okolicach
Pawe oferują widoki dech zapierające. Przejechaliśmy się po wąskich,
kamienistych drogach (w typie 'daj Boże, żeby nikt nie jechał z naprzeciwka')
wzdłuż urokliwego wąwozu rozklekotanym Pejkanem (taki irański duży fiat)
pana Anuszirwana. Zresztą nie wiemy czy naprawdę tak się nazywał, bo to typ
(archetyp) uroczego łgarza. Raz mówi, że nie ma dzieci, potem że jego synek
ma na imię Ilia (po jakimś rosyjskim piłkarzu - gwieździe ligi irańskiej).
Powiedział nam, że mieszka w jednej z górskich wsi, właśnie jedzie do domu,
możemy się z nim zabrać; w domu ma trochę spraw do załatwienia, jakieś dwie
godziny później będzie jeszcze wracał do Pawe, jeśli się wyrobimy ze
zwiedzaniem wioski podrzuci nas też z powrotem. No to jedziemy, po drodze
Anuszirwan wita się z każdym mijanym człowiekiem. Jego Pejkan niemiłosiernie
klekocze, prawie się rozpada - jesteśmy jednak spokojni, w końcu jeździ tędy
codziennie, zna te zakręty na pamięć. Droga miała trwać godzinę - jedziemy
już półtorej, pytamy "daleko jeszcze" - odpowiada "jakoś dziś się strasznie
wydłużyło, za trzy godziny będziemy na miejscu" i wybucha śmiechem. Do celu
dojeżdżamy po dwudziestu minutach. Wieś bardzo malownicza, domy zadbane
(szczegół: wszystkie okiennice są niebieskie - wyjaśnienie Anuszirwana "tu są
sami kibice Chelsea"), do tego jeszcze trafiliśmy na wesele - gra muzyka,
ludzie stoją na dachach, orszak ma właśnie odprowadzać pannę młodą do domu
męża. Oczywiście idziemy się przyjrzeć, Anuszirwan mówi, że będzie na nas
czekał przy samochodzie.
Dziwimy się "nie idziesz do domu? mówiłeś, że tu
mieszkasz". Teraz on się dziwi "wzięliście to poważnie?"
14.
Zakładnicy.
Sprawa brytyjskich marynarzy dała nam się we znaki, ale też i
dostarczyła dużo radości. Na przykład dzisiaj. Wysyłaliśmy książki pocztą, a
stojący za nami pan powiedział do żony: "No popatrz, dwoje zakładników jednak
zdecydowało się zostać".
15.
Jesteś żołnierzem?
Lorestan - prowincja, której stolicą jest Chorramabad
- jest w irańskich dowcipach synonimem odludzia, gdzie cywilizacja i wiedza o
"szerokim
świecie" docierają z problemami, albo i wcale. Muszę przyznać, że
coś jest na rzeczy. Ludziom, z którymi rozmawiałem, było np. trudno pojąć,
że jestem cudzoziemcem. Rekord pobiła pewna starsza pani, która po
wysłuchaniu, że jestem z Polski, Polska leży w Europie itd. zapytała "czy
jesteś
żołnierzem?". W pierwszej chwili trochę się przeraziłem (od
"żołnierza" jakoś łatwo przejść do "szpiega"), ale potem dotarło do mnie, o
co chodzi.
Widocznie jedyni obcy (nie-miejscowi), z którymi dotąd miała
kontakt, to młodzi ludzie przyjeżdżający do Lorestanu odsłużyć wojsko (w
Iranie na ogół służy się daleko od miejsca zamieszkania). Skąd miała
wiedzieć, że Polaków do irańskiej armii nie biorą?
16. Kraj naprawdę
rozwinięty.
W Teheranie wielokrotnie słyszałem, że za szacha to Iran był
krainą mlekiem i miodem (no i whisky) płynącą i w ogóle było super. Potem
przyszli
mułłowie, no i kraj zbiedniał. Oczywiście najmocniej przy takich
poglądach obstają ludzie, których za czasów szacha jeszcze na świecie nie
było. W
Chorramabadzie było zupełnie inaczej. Słyszałem zewsząd, że przed
rewolucją kraj się nie rozwijał, bo był uzależniony od obcych, za to teraz
mamy Iran prawdziwie niepodległy, i jest on potęgą że hej. A kiedy
powiedziałem jednemu panu, że gospodarczo Polska jest lepiej rozwinięta niż
Iran, to
zapytał: "A macie energię atomową?". Pytanie, na które nie znam
odpowiedzi, brzmi: jaka część Irańczyków myśli jak Teherańczycy z północy
miasta, jaka jak ludzie z Chorramabadu?
17. Jestem chyba świetnym
kłamcą.
Rozmawiając z Irańczykami na ogół nie mówię prawdy, kiedy pytają
kim jestem i co robię w Iranie. Za dużo trzeba by tłumaczyć (że nie jestem
dyplomatą itd.), a poza tym niektórzy mogą podchodzić nieufnie do tzw.
sefaratich (dosł. 'ambasadzkich'). Funkcjonuje więc wersja "student na
stypendium", a ostatnio "tłumacz, czasami pracujący dla ambasady". Pan w
autobusie mówi mi na to: "To może będziesz chciał kiedyś pracować jako
dyplomata" Ja: "E chyba nie, ja niespecjalnie przepadam za polityką" "No tak.
To po Tobie widać. Widać że nie masz z tym nic wspólnego" "Jak to widać?"
"Bo masz taką szczerą twarz i jasne spojrzenie"
Przypomniała mi się tu
scena z "Akwarium" Suworowa. Świeżo zwerbowani agenci GRU rozpoczynają
szkolenie. Siedzą razem w małej salce, a instruktor mówi im: "Rozejrzyjcie
się po sobie. Żadnych przystojniaczków, żadnych Dżemsów Bondów. Same szczere,
proletariackie twarze."
No to może na nie-dyplomatę też bym się nadawał? Z
twarzy przynajmniej.
18. Trzy miliony sto tysięcy, jak Bóg da to jeszcze
więcej.
Iran jest krajem, gdzie każdy, zapytany o cokolwiek, zawsze ma
własną, słuszną odpowiedź, którą chętnie się podzieli, nie przejmując się
zbytnio
rzeczywistym stanem spraw. Dużo rozrywki daje mi pytanie autochtonów
"ilu ludzi mieszka w tym mieście". Rzadko się zdarza, żeby wyszło im poniżej
miliona. Dotychczasowe rekordowe przebicie miał Kaszan, miasto na
oko dwustutysięczne (tyleż wg danych statystycznych), gdzie usłyszałem
"jakieś trzy miliony". Moje obiekcje, że Esfahan, który jest od Kaszanu dużo
większy, liczy około dwóch milionów, zostały natychmiast obalone ("no co
ty, co najmniej pięć, a pewnie siedem"). Ciekawe, czy wirówki w Natanz też
tak liczą?
19. 2500 lat cywilizacji.
Irańczycy są bardzo
kulturalnym narodem. Na ulicach nie słychać przekleństw, wszyscy są niezwykle
uprzejmi. Z drugiej strony stojąc w sklepowej kolejce czuje się na plecach
stały napór następnych kolejkowiczów, a brak umiejętności balansu ciałem
powoduje, że dwie-trzy osoby zawsze zdążą się przed Ciebie wepchnąć.
Wysiadanie z metra wymaga zdecydowania i pewnej dozy brutalności w
przebijaniu się przez tłum wsiadających. 2500 lat cywilizacji nauczyło
Irańczyków że "jak się łokciami nie rozepchasz, sprawy
nie załatwisz".
20. Folia.
Ważne jest mieć rzeczy nowe. Dowodem
nowości jest zachowane fabryczne opakowanie. Tak więc np. nie zdejmuje się
folii z foteli (domowych i
samochodowych), nie odcina metek od garniturów.
Zafoliowane fotele z wyeksponowanymi metkami widziałem nawet w MSZcie.
Sprzedając samochód uzyskasz lepszą cenę jeśli nadal ma folię na siedzeniach,
albo przynajmniej zafoliowane zagłówki.
21. Armia zadaje
szyku.
Irańskich wojskowych łatwo odróżnić od ich zagranicznych kolegów -
attache. Nie tylko dlatego, że nie noszą krawatów i są brodaci (częściej po
prostu niedogoleni). Nawet u oficerów protokołu normą są ponadpruwane
naszywki, zwisające nitki, naderwane guziki, za krótkie lub za długie
spodnie. Widziałem też jegomościa z zafoliowanymi pagonami.
22.
Kasty
Jeżdżąc do MSZu miałem wrażenie, że spotykam się z dwoma kastami.
Wysocy rangą urzędnicy są na ogół szczupli, postawni, często -nomen omen-
wysocy. Podstrzyżone brody, bystre spojrzenia, profesjonalne uśmiechy. Za to
wśród szeregowych dyplomatów przeważały niedogolone karzełki o zmęczonych
twarzach nocnych stróży noszące białe skarpetki do rozklapanych mokasynów.
Tak jakby pochodzili z innych rodzin, wychowywali się w zupełnie innych
warunkach.
Mój adres kontaktowy to peterlin -at- jzn -kropka- pl tanhā jek cziz dāram goftani - ordakam rā dāram dust chejli
Inne materiały irańskie dostępne są tu, a strona główna znajduje się
w tym miejscu.
Strony proszę zwiedzać, do mnie proszę pisać.
Copyright © Piotr Kozłowski 2004-2007. Wszystkie prawa zastrzeżone. کلیه حقوق محفوظ است